
Oto, co o swojej najnowszej książce mówią jej autorzy – Maria Ulatowska i Jacek Skowroński:
Mili czytelnicy, mówi się, że pisarze na ogół kłamią. A raczej – wszystko zmyślają. Nie zaprzeczamy tej tezie. Jednak zawsze istnieją wyjątki, a książka, którą właśnie napisaliśmy, jest takim odstępstwem od reguły. Zapewniamy, że „Historia spisywana atramentem” jest opowieścią autentyczną. Tak bliską prawdy, jak to tylko było możliwe.
Zainspirował nas pewien stary brulion. Opasły, w tekturowych sztywnych okładkach. Przetrwał ponad sto lat, pierwsze kartki zostały zapisane atramentem w tysiąc dziewięćset trzecim roku.
Gdy trafił w nasze ręce, przejrzeliśmy go pobieżnie, jednak nie od razu podjęliśmy decyzję o wspólnym opracowaniu zawartej w nim opowieści. Oddawaliśmy się wtedy innym projektom, byliśmy bardzo zajęci.
O czasu do czasu któreś z nas mówiło: „Trzeba zajrzeć do tego pamiętnika”. Tak, gdyż ten brulion jest pamiętnikiem. Bardzo szczególnym, głównie z uwagi na osobę autora. Jest nim ksiądz, a pamiętnik to w istocie historia wielkiej miłości.
W związku z toczącymi się w internecie zaciekłymi sporami na temat autentyczności pamiętnika, a także tego, że ów ksiądz był naprawdę dziadkiem mojej współautorki…
(Żona księdza?! – wołają niektórzy – to niemożliwe!)
Jednak się wydarzyło, a on sam tak o tym napisał:
„ Bo pewnego dnia w świątyni obcego chrześcijańskiego wyznania zawarłem z nią małżeńskie śluby i połowicę moją, odtąd małżonkę drogą, poślubioną żonę wprowadziłem na dozgonny żywot pod swój dach. Słusznym wymaganiom ludzkiej mej natury stało się zadość.”
Historia wciągnęła nas jeszcze mocniej, gdy okazało się, że pamiętnik nie jest tylko zapisem rozterek, wahań, zmagań, walki. To nie tylko opowieść o miłości. Znaleźlismy tam jeszcze pewną tajemnicę, którą postanowiliśmy wyjaśnić. Aby to zrobić, i aby jak najpełniej oddać realia opisywanych miejsc, ruszyliśmy śladami autora pamiętnika. W Paryżu udało nam się nawet odnaleźć hotelik, w którym mieszkali nasi bohaterowie. Potem wyruszyliśmy na Ukrainę, rozpoczynając podróż od zwiedzenia zamku Radziwiłłów w Ołyce, byliśmy też w Żytomierzu i we wspaniałym warownym klasztorze Karmelitów w Berdyczowie. Każdy nasz krok dokładnie opisaliśmy w książce. Finał całej wyprawy miał miejsce w pałacu myśliwskim Radziwiłów w Antoninie. Czy rozwikłaliśmy zagadkę? Nie uprzedzajmy faktów…
O wszystkim dokładnie opowiadamy na kartach książki, a więc zachęcamy do lektury.
Pozdrawiamy serdecznie wszystkich czytelników:
Maria Ulatowska i Jacek Skowroński
Opis okładki dla niewidomych:
http://www.proszynski.pl/images/media/SKOWRONSKI_OKLADKA.mp3